poniedziałek, 24 stycznia 2011

20 stycznia 2011

Skończył się 1 pierwszy semestr nauki na naszym Uniwersytecie. Moi koledzy Chińczycy wyjechali do Chin, do domu, do bliskich. Będą odpoczywać wśród przyjaciół i bliskich. Cieszę się ich radością. Waldek i Harry (moi współbracia werbiści) również opuścili Błagowieszczeńsk. Wyjechali do Irkucka na spotkanie z przełożonym. Zostałem tu sam. Samotny werbista na krańcu świata. I w zasadzie jedyny Polak. Bo choć są tu Polacy, to jednak nie mówią oni już po Polsku. Zostałem sam. Jak Chrystus na pustyni, wyprowadzony przez Ducha który na Nim spoczął. I ta samotność napełnia mnie radością. Czuję pokój. Głęboki spokój w sercu. Bo i mnie wyprowadził tutaj Duch Boży. Na tę „pustynię". Tak jestem spokojny, sam się dziwię. Ten czas zbiegł się jakoś przedziwnie z liturgią ... w ubiegłą niedzielę obchodziliśmy Święto Chrztu Pańskiego. A dzisiaj? Dzisiaj odkryłem, że jestem na pustyni, wsłuchując się w ciszę, wpatrując się w niebo, dotykając piękna Boga, który zaprowadził mnie na tę pustynię i tu pozwala mi dostrzegać swoją obecność. W tej odwadze, która jestem pewny, nie ode mnie pochodzi, w tych ludziach, którzy ciągle życzą sobie szczęścia w tym nowym roku, w tej nadziei której tak bardzo potrzebują. Tak Bóg jest tutaj obecny. Jest tutaj ze mną. Czuję Go. I jakże bardzo chciałbym móc to opisać, jakże głośno chciałbym to dziś wypowiedzieć ale ... czekaj! ... czekaj ... usłyszałem ... „polecił swym uczniom, żeby łoðka była dla Niego zawsze przygotowana" - słowa dzisiejszej Ewangelii ... czekaj i bądź gotów. Bądź czujny, na każde moje wezwanie. Dlatego tu jestem. By być gotów. By czekać. Ten czas, jest czasem nauki. Przysłuchiwania się Rosjanom, wpatrywania się w Rosję, w to serce dobrego narodu, które Boga czuje, próbuje Go odnaleźć wśród oślepiającego krzykiem świata, próbuje Go odzyskać po latach niewoli, po latach w których kazano zapomnieć o nadziei ... Chcemy byś tu był. By zawsze o 18:00ktoś zapalił świecę w Kościele, by ludzie zawsze mogli przyjść, by mogli ogrzać swe serca przy jej blasku, przy blasku słowa Bożego. Nawet jeżeli nikt nie przychodzi – niech ta świeca płonie. I tak co wieczór zapalam te świecę – Pan z wami ... z Duchem twoim ... w górę serca ... jestem wierny ... jestem gotów Panie. Gotów by by czekać, gotów by się uczyć, gotów by oczekiwać kiedy powiesz, że już czas. Gotów by przyjąć każdego, kto przyjdzie, gotów by być sam, w tej ciszy, w tej ciemności wieczoru, w blasku świecy, w blasku Twojego Słowa ... które staje się Ciałem na tym ołtarzu, co wieczór ... gotów Panie. Łódź będzie gotowa. Gotów jak Chrystus na pustyni, wyprowadziłeś mnie tu. Wiec się uczę. Nie tylko języka. Ale uczę się Ciebie. Jakby na nowo, jakby od początku. Teraz jesteśmy szczególnie blisko. I to jest piękne. Bo i mnie namaściłeś swoim Duchem, w dniu mych narodzin na dla nieba ... 29 lat temu ... bo i mnie posłałeś ... w dniu bierzmowania ... bo mnie dotknąłeś i wybrałeś ... w dniu moich święceń ... i wyprowadziłeś na pustynię – to czas przygotowania – to czas łaski. I ta moja pustynia to moment spotkania z samym sobą. Moment weryfikacji planów, marzeń, błędów - czas podsumowań. Okazujesz się zwycięzcą. Skoro tu jestem. Okazałeś się przewodnikiem. Ja się nie pomyliłem ufając ci. I choć nie zawsze jest łatwo, i choć są chwilę, że trzeba zaciskać zęby i po prostu iść dalej mimo wszystko. Nie pomyliłem się ufając Ci. To czas nauki. Nie tylko języka się tu uczę. To czas dialogu. Uczę się tu od nowa rozmawiać z Tobą. Klękać co wieczór przy łóżku, w ciszy. Z otwartym sercem. By być gotów na twoje wezwanie. A ludzie? Ci których spotkałem wiele lat temu, ci których spotykam, ci którzy mnie otaczają? Ludzie przecież mają prawo szukać ciebie, mają prawo czasem Cię nie widzieć, nie dostrzegać. Oślepieni światem, oślepieni bólem, brakiem nadziei, krzykiem, samotnością, bogactwem i biedą, rozkoszą i cierpieniem, pragnieniem i gonitwą, krzykiem i wołaniem ... to wszystko przecież odbiera im Życie ... czyż nie dla nich jestem? Czyż nie dla nich mnie namaściłeś? Bym w tej ciszy stawał przed Tobą dla nich? Bym w samotności szeptał do Ciebie słowa modlitwy w ich imieniu? Bym w ich umieniu Ciebie uwielbiał. Nie na darmo wznoszę moje ręce do Ciebie każdego dnia. W górę serca ... nie na darmo moje serce wzywa Ciebie .... sprowadzam Cię na ziemię – tak jak sam chciałeś. Sprowadzam cię do tego ludu – tak jak kazałeś. Pójdź za mną. Czego jeszcze chcesz? Przemawiaj. Sługa twój słucha. Łódka jest gotowa. Tu na krańcu świata. Czekam. Po prostu czekam. Tak jak chciałeś. Czy potrwa to rok? Czy dwa czy może 10 ? Nieważne. Nie jest nam dane znać przyszłość. Nam dane jest pełnić Jego wolę drogi mój bracie, droga siostro która czytasz te słowa. Nam dane jest zapalić w sercu te świecę. Blask nadziei. Zapalić Jego słowem, zapalić Jego obietnicą, zapalić wśród ciemności, zapalić dla świata, dla ludzi, dla siebie. Zapalić by Żyć!!! Nam dane jest ŻYĆ. Nam dane będzie Żyć Wiecznie! Bez łez. Bez bólu. Bez samotności. W Jego obecności. Nie gubmy drogi mój bracie, nie gubmy kochana siostro tej nadziei. Ustrzeż tego ognia na twojej pustyni. W górę serca ...
O. Krzysztof Grzybek SVD
Błagowieszczeńsk

1 komentarz:

  1. Człowiek sam do końca nie wiem czemu się zagubił...

    Bardzo się ciesze ze On p[ostawił Cie na moje drodze :)
    Bardzo ci dziękuje za wszystko
    i pozdrawiam z Anglii :)
    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń