wtorek, 22 lutego 2011

22.02.2011

Kolejna część Pamiętnika gotowa. MIłęj lektury

Byłem, zdaje mi się, w najzimniejszym miejscu na ziemi. I wcale nie mam na myśli temperatury. To był szary pochmurny dzień, słońce czasem tylko wychylało się zza gęstych białych zasłon by przez chwilę bladym wzrokiem popatrzyć na góry Arszan. To było smutne miejsce. Tu zgasło światło. A jednak cieszę się, że tam byłem. Przeszło 2000 km na zachód od Błagowieszczeńska znajduje się Irkuck. Miasto, stolica naszej diecezji, położone u stóp ogromnego jeziora Bajkał. Tam spędzałem swoje tzw. Wakacje, i stamtąd udaliśmy się ze współbraćmi do Arszan – to coś jak nasze Polskie Zakopane – ściśnięte lodem i mrozem niegościnne szczyty majestatycznych gór, z bladego nieba spoglądające ostrym, chłodnym wzrokiem na gładką jak stół równinę u ich stóp. Tam prości ludzie wybudowali swoje małe, karłowate domki, osłonięte i śmiesznymi powyginanymi płotami. Buriacja ... tak nazywa się ta kraina, niscy ludzie o skośnych oczach i okrągłych jakby opuchniętych twarzach, znaleźli tu swój dom. Tu jest ich ojczyzna. Arszan jest cichym miejscem. Brak tam tłumów i parkingów, byłem jedyną osobą która robiła tam zdjęcia, kilka straganów gdzie sprzedaje się mongolską odzież i żywicę ... która podobno leczy zęby. Śnieg, wiatr, cisza, samotna kobieta siedząca na zamarzniętej ławce, czekająca na ... próbowała sprzedać jakieś zioła ... ilu tu może być potencjalnych klientów ? ... czterech na dzień ? ... nie wiem, nie wyglądało na więcej. Małe, bardzo małe co ja mówię malusieńkie domki jakby zlepione z plasteliny, szare, gdzieniegdzie tylko obite jakby blachą, czarne, liche ... i okiennice – zawsze zielone, blado zielone, takie milczące. A pomiędzy tymi wioseczkami, rozrzuconymi jak groch co kilkanaście kilometrów chodzą milcząco stada krów o grubej, pofałdowanej sierści, grzebiąc w śniegu białymi kopytami, żując twardą, od mrozu sztywną trawę. Nikt ich nie pilnuje. Ponoć same na noc wracają do zagród.
I tam wpatrując się w milczące szczyty Buriackich gór, dziękowałem Bogu, że i tu ludzie Go szukają,jakby po omacku. Mijaliśmy buddyjskie świątynie, okrągłe budynki, w których wyznawcy tej religii szukają ciszy, a w niej ... tajemnicy ... mocy ... życia. Tu i ówdzie drzewa przyozdobiono dziesiątkami kolorowych wstążeczek, szarf, sznurków ... takBburiaci modlą się za zmarłych, dla nas Europejczyków to nie zrozumiałe, a oni tak wołają Boga. Jakże mają go nie wołać? To smutna ziemia. Historia świadkiem jej cierpień. Odkąd jestem w Rosji spotykam ludzi, którzy są potomkami dawnych zesłańców, Rosjanie, Jakuci, Ukraińcy, Białorusini, Polacy, Kazachowie, Czeczeni, Żydzi ... miliony ludzi, którym nakazano porzucić swoją ojczyznę znaleźć swój dom ... w tej zmarznięŧej ziemi. Jakże nie mieli wołać Boga. Przymierali głodem, szukali sposobów by wrócić by przeżyć ...dziś są tu ich dzieci, wnukowie,prawnukowie ... i budują ten kraj, i często szukają w nim życia ... światłą, noszą w sercu nadzieję. Spojrzałem w szare niebo. Na moment słońce uśmiechnęło złotymi promieniami ogrzewając zmarznięte skały. Tak, i nad tym niebem króluje nasz Bóg. I stąd woła i patrzy na swe dzieci. W ten dzień dziękowałem Bogu, że tu się znalazłem. W tym najzimniejszym miejscu na ziemi, choć temperatura sięgała zaledwie minus 15 stopni. Tu znalazłem katolicki krzyż, z napisem Polska. Tu zagasło światło. Tu na tej ziemi, wśród Buriatów i buddystów, wśród ludzi na grobach których zamieszczono czerwone gwiazdy, pochowano Polskiego księdza. Tu zgasło światło. Daleko był od domu. Pracował tu, by nieść nadzieję. By ogrzać cierpiących, szukających Boga, albo by po prostu wołać w ich imieniu ... nie wiem ...może sam krzyczał z bólu ... nie wiem .... to smutne miejsce. Ale on tu był. Żył. I tu na jego grobie zamieszczono krzyż. A więc tu narodził się do życia. Tu zgasło jego światło, a narodziło się życie. Czyż nie usłyszałem w tym miejscu, na tym cmentarzu, nad jego grobem ... czyż nie usłyszałem testamentu ?... nie poddawaj się ... „nastawaj w porę nie w porę" na ten grób spojrzał Bóg. Jestem pewny, słuchał naszej modlitwy, naszego różańca. Jakże brzmi „Zdrowaś Maryjo..." w takim miejscu. To słowo nadziei. To pozdrowienie, które zapowiada życie. Zapowiada zwycięstwo. Nie wolno przestawać. Nie wolno się zatrzymać. I tu na tym szarym niebie, zobaczyłem ciepły uśmiech słońca. Itu zobaczyłem, jak ludzie Boga szukają, jak pragną życia, jak wołają o nie w każdym miejscu na ziemi. Czyż do życia nie jesteśmy stworzeni, jak te góry by trwać? Czyż do radości nie jesteśmy powołani jak te słońce, by ciepło dać? Odwagi. Nad jego grobem stanąłem. Kimkolwiek był, sądzę,że był odważny. Sądzę, że nam wierzącym w Pana, potrzeba dziś trochę odwagi. By zobaczyć w lodowatym miejscu naszego życia wschodzące słońce, jego blask ... Miłość Boga ... który kocha ...mimo wszystko ...mimo wszystko ... przez wieczność ... odwagi ... moi bracia i siostry ... odwagi ...

22.02.2011
Błągowieszczeńsk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz