wtorek, 14 czerwca 2011

pierwszy rok za nami

Czas mojego pobytu w Błagowieszczeńsku powoli dobiega końca. Takie momenty bywają dla wielu okazją do podsumowań. Ja nie chce niczego podsumowywać. Chce podziękować. Pierwszy rok „mojego kapłaństwa" minął ... upłynął tak szybko ... wpatrywałem się w niebo, przyglądałem się ludziom ... Eucharystia była taka cicha ... modlitwa tak ważna ... dotknąłem czegoś, tak mi się wydaje, czegoś ulotnego. Po co tu jesteśmy? Co robią kapłani na misjach i jaki jest sens tego trudu, którego owoce są często tak małe? Zaledwie otarłem się o tajemnicę. Jak zrozumieć wielkość tego wyczekiwania, jakby milczenia w cierpliwym oczekiwaniu człowieka, który spragniony jest Boga, jak wody na pustyni... chcę dziś dziękować... Wsłuchiwałem się w ciszę, widziałem jej blask. „Chrystus Jezus mając naturę Boga ... nie skorzystał ze swojej równości z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie..." stracił wszystko ... wszystko ..."przyjmując naturę sługi ... uniżył samego siebie" zszedł bardzo nisko. wszystko pozostawił, wszystko oddał ... „uniżył samego siebie ... stając się posłusznym aż do śmierci ..." do śmierci. Jeżeli jestem kapłanem, to i umieram. Umieram dla świata, nie może inaczej być, nie może! Trzeba wszystko zostawić, wszystko oddać. Właśnie to ujrzałem w ciszy... opuściłem Polskę, nie po to by dokonać cudów, ale by stawać się kapłanem... by ofiarować wiele, by wszystko oddać, by wszystko złożyć na ołtarzu ... „...do śmierci krzyżowej" Nie bójcie się. Nie myślę o śmierci, widzę życie. Widzę Jego wartość i sens. I chcę je nieść. Ukazać Jego piękno. Dlatego trzeba umierać. To właśnie tutaj, skrępowany własną ludzką słabością, ograniczony językiem, który mimo wszystko zawsze pozostaje dla mnie obcy, właśnie tutaj mogę umierać! Stawać się kapłanem. Jak ten który był „...posłusznym aż do śmierci" . Jestem wdzięczny, bo życie mogę ofiarowywać... każdego dnia gdy wstaję ... i gdy ciemność nocy zapada ... gdy owoce pracy są tak nikłe ... choć pragnienia tak wielkie ... to właśnie tutaj łatwiej jest umierać, bo trudniej o owoce ... w ręku często pozostaje tylko nadzieja, światło które nosimy, światło, którego nie wolno wypuszczać z serca, radość, która ciągle ze mną jest. Wielka radość, teraz jeszcze większa. Wiara, za która należy dziękować. Porażka, która tak pięknie trzeba przyjąć, „jak śmierć krzyżową" sukcesy, za które wielbić trzeba ... życie ... bo „Żyjący na wieki" jest Jego dawcą. Piszę te słowa z wielkim pokojem w sercu. Droga przede mną. Trud i pewnie kolejna ofiara? Nie znam przyszłości. Ale idę. By znowu chociaż trochę oddać, chociaż trochę poświęcić. By spróbować umrzeć. Może uda się śmiercią życie odnaleźć, może uda się ofiarą z życia Życie podarować. Bóg prowadzi. Jestem tego pewny. Wiec trzeba iść! Droga przede mną ... i przed Tobą drogi bracie ... przed Tobą moja siostro! Droga przed Tobą. Życie przed Tobą. Ja nie wiem dokąd ty idziesz, nie wiem dokąd cię prowadzi. Tylko nie zapomnij. Nie zapomnij stawiając ten kolejny krok, a może pierwszy, nie zapomnij popatrzyć w Niebo... nie zapomnij o Świetle ... o Słońcu, które nie zna zachodu ... nie zna śmierci, choć zna ból ... i łzy ... i choć czuje czasem twoje łzy, słyszy twój jęk kiedy umierasz, gdzieś tam w samotności biczowana przez życie ... nie zna śmierci ... idź ... ale szybko idź ... i postaw ten krok ... patrz w niebo. Droga przed nami. Jakby mgłą okuta, jakby zasłoną zakryta, zamknięta byś się bał... a może byś zaufał?... raz jeszcze ... „On mając naturę Boga ... uniżył się ... aż do śmierci..." tajemnica kapłaństwa musi być tajemnicą życia ... inaczej nie ma sensu ... musi być tajemnicą ofiary .... orężem odwagi ... nadzieją w drodze ... tajemnica żyjących, idących drogą ... wszyscy ją nosimy ... ochrzczeni w Chrystusie, nosimy tajemnicę Jego umierania ... Jego życia ... drogi ... która trzeba pójść ... inaczej nic nie ma sensu ... inaczej wszystko jest mgłą ... pyłem i umieraniem ... zrób ten krok! Krok odwagi. Krok ku życiu! Krok pełen uporu, siły, piękna, mocy. Trzeba nam nieustannie ocierać się o tajemnicę. Ocierać o życie, które jest Życiem w pełni. Ja idę. Wybieram raz jeszcze kapłaństwo, raz jeszcze ofiarę, raz jeszcze życie. Gotów by znowu umierać, by znowu milczeć, gotów by patrzeć słońcu w oczy, mimo ciężkiej mgły, którą zasuwają mu na twarz, mimo ciemności która zasłania Jego blask. Chce widzieć Jego blask! Nie bój się umierać... by żyć ... nie bój się ciemności ... za nią jest Słońce ... i ono zawsze świeci .... tam zawsze świeci Słońce ... które nie zna zachodu ...
Błagowieszczeńsk 14.06.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz