czwartek, 8 listopada 2012

o poloni w Rosji


 
Złote słońce skłoniło już swą zmęczoną głowę za horyzont, zostawiając Wołogdę jak i tysiące innych, rosyjskich miast w delikatnych objęciach milczącej nocy. Czas ciszy, czas odpoczynku. Dzień zadusznych dobiegał końca. Drzwi naszej parafii się zamknęły, żegnając cichnące głosy odchodzących parafian, przybyłych by pomodlić się za zmarłych. W ciemnej kaplicy, u stóp figurki Matki Bożej Fatimskiej paliła się jeszcze świeca. Rzucała osobliwe, blade światło na pomarszczoną, spokojną twarz starszej pani, wpatrzonej w dłonie Niepokalanej. Ciszę wieczoru na chwilę przerwał szept kobiety: „ dla mamy." I popłynęła pieśń. „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi, niech Cię płacz sierót do litości wzbudzi..." Blady płomień znieruchomiał, jakby zamarł w milczeniu, oddając cześć Pani Świata. Pokrył ciepłym dotykiem jej stopy, jakby chciał przynieść drżącą modlitwę wzruszonej parafianki. Jakże dziwnie brzmiały te słowa – polskie słowa – tu w Wołogdzie, w mieście w północno zachodniej części Rosji - „wygnańcy Ewy do Ciebie wołamy..." Myślę, że tego wieczoru starsza pani nie była w kaplicy całkiem sama. Myślę, że była tu jej zmarła mama. Janina Oziębłowska dzieląc los tysięcy prześladowanych Polaków, wraz z całą swoją rodziną była zesłana w latach 30tych minionego wieku, w głąb w Związku Radzieckiego, jako tak zwany „element socjalnie niebezpieczny". Jej cierniowa droga zaprowadziła ją, jak i wielu innych w tym bolesnym czasie, do obozu koncentracyjnego, gdzie zmuszona była walczyć o przetrwanie. „„wygnańcy Ewy do Ciebie wołamy... zlituj się zlituj niech się nie tułamy." Młoda Polka jak wiele innych polskich dziewczyn poznała Rosjanina, więźnia tegoż obozu , który stał się jej mężem. Dla Polaków siłą wyrzuconych ze swej ojczyzny, wywiezionych ze swego kraju, wschód stał się nową ojczyzną, „Do kogóż mamy..." Tutaj rodziły się ich dzieci. Chodziły do rosyjskich szkół, rosły, dojrzewały i ta ziemia stała się ich domem. „...wzdychać nędzne dziadki..." Tutaj dorastały, zakładały swoje rodziny, i żegnały swoich kochanych rodziców, pamiętających jeszcze wersety Mickiewicza, zapach wigilijnej wieczerzy, puszysty dotyk białego opłatka i dźwięk kościelnych organów „tylko do Ciebie ukochanej Matki". Stare, wytarte zębem czasu i pomarszczonymi, spracowanym rękami modlitewniki, drewniane różańce i obrazki Czarnej Madonny są świadectwem głębokiej wiary i polskości, tysięcy ludzi jak mak rozsypanych, po całym terytorium obecnej Rosyjskiej Federacji. „U której Serce otwarte każdemu...a osobliwie, nędzą strapionemu". Poszarzałe zdjęcia na półkach – To mój tata Stanisław, to wujek Zbigniew, a to mama Anna, babcia Marcelina – często słyszałem z wielu ust po rosyjsku wypowiadane polskie imiona. Usta te nie zapomniały słów pacierza, których mama uczyła, po cichu, potajemnie lecz gorliwie. Strudzone serca nie zapomniały, jakże dziwnie tutaj brzmiących słów: kto ty jesteś ? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały. Gdzie ty mieszkasz? Głoś zadrżał. Starsza pani skłoniła na chwilę głowę pogrążając umysł i serce w ciszy milczącej kaplicy. „Dziękuję ojcze. Dziękuję" Zabrzmiały polskie słowa. Starsza pani nie pamiętała trzeciej zwrotki. Miała też kłopoty z przypomnieniem sobie dwóch pierwszych. Janina Oziębłowska umarła bardzo wcześnie, zostawiając nad szarym grobem i pod sinym niebem dwie przytulone w milczeniu córki. Jedna z nich miała wtedy dwanaście lat. Sieroty. Dwoje dzieci w których piersiach biły jakby dwa serca, oddane dwóm krajom, dwóm ojczyznom, które w ich życiu stanowiły jeden dom, wygnańców dom. „Dziękuję ojcze". Cały dzień czekała na tę chwilę, prosiła by wydrukować jej tekst ukochanej pieśni, modlitwy dawno zmarłej mamy. Potomkowie polskich zesłańców w Rosji rozrzuceni po całym obszarze tego ogromnego kraju, stali się częścią tego społeczeństwa, często zabiegając o coraz głębsze wzajemne pojednanie i przebaczenie między dwoma narodami, które łączy wspólna przecież, choć czasem bolesna historia. W wielu miastach działają aktywnie organizacje polonijne i tak zwane „Polskie Domy" zrzeszające potomków dawnych wygnańców i ich dzieci urodzonych już na przełomie XX i XXI wieku. Biało-czerwone flagi, zdjęcia Kopernika, Chopina, Sienkiewicza, Jana Pawła II witają gości i gospodarzy tych szczególnych domów. Miejsc pamięci i czci, miejsc gdzie bije biało-czerwone serce, gdzie ziemia i ściany jakby pachną „krwią i blizną" miejsc dumy i nadziei. Miejsc nierzadko otoczonych modlitwą. Polsko brzmiące„Wieczny odpoczynek racz im dać Panie..." - nierzadko płynie na cmentarzach gdzieś setki i tysiące kilometrów na wschód od Wisły „a światłość wiekuista niechaj im świeci..." brzmi w w miejscach pamięci i przy pomnikach, świadkach losów strudzonych wygnańców. W grudniowe wieczory w wielu domach zapalone są świecę, a rodzina gromadzi się wokół betlejemskiej kolędy i zielonej choinki wypatrującej pierwszej gwiazdy, znaku Zbawiciela, ożywiając to co jest najcenniejsze i najpiękniejsze w ich dziedzictwie.. Zgasiłem już świecę. I starsza pani już wyszła. I modlitwa wieczorna do nieba pobiegła i pod stopy Pani z Jasnej Góry niosąc dole i niedole, radości i smutki, nadzieję i oczekiwanie, a także ufną modlitwę o wieczny pokój tych którzy odeszli. Wyjeżdżając z Wołogdy do domu, do Jarosławia, zabrała ze sobą biały chleb – opłatek – dla pewnej starszej pani, by i ona miała święta, by i w jej duszy zagościł pokój.
 
 
 
o. Krzysztof Grzybek SVD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz