środa, 10 sierpnia 2011

10.08.2011

Tak bardzo boję się Boga... tak bardzo boję się Jego sądu... ostanie dni życia młodego człowieka, jedne z ostatnich słów. Umierał cierpiąc. Niewielkie hospicjum dla nieuleczalnie chorych w Irkucku patrzyło na powolną, agonalną śmierć kolejnego ze swoich pacjentów...tak bardzo się boję ... on nie był specjalnie wierzący, żył jak wielu na tym świecie, kto zauważył jego podróż ? I pewnego dnia usłyszał słowa lekarza jak wyrok – rak! I umierał w bólach i w konwulsjach łykając ze strachem słone łzy. Tu w Irkucku, w mieście nad brzegiem ogromnego jeziora Bajkał, które nazywane jest „świętym morzem", umierał w strachu... tutaj też stoi krzyż, i właśnie tutaj Bóg przychodzi z pomocą. U Jego łózka stanął kapłan. W ciszy słuchał jego krzyku. I podał mu ... krzyż. Mężczyzna ścisnął drewno jak tratwę ratunkową, przycisnął do piersi, jeden z ostatnich, a może i nawet pierwszych odruchów wiary człowieka, który żegnał się z życiem. Nie wiem. Nie znałem go. Parę dni później jego oczy zamknęły się... już na zawsze.. ale przed śmiercią, trzymał krzyż... na sercu. Po to tu jesteśmy. W centrum Syberii gdzie zima zaczyna się za szybko i za późno się kończy, po to tu jesteśmy, by wydzierać chłodnej śmierci jej strwożone, pozbawione nadziei ofiary... po to tu jesteśmy, by w ciemności codzienności, zapalić świece: Pan z wami ... Który Żyje i Króluje ... i wy żyć będziecie. Po to tu jesteśmy, by każdy miał szansę zobaczyć ten blask. Światło Tego, Który Jest, który Żyje, który Zwyciężył. I Ty będziesz żyć. Bo nosisz na duszy Jego znak. Znak życia, owoc męki i śmierci Baranka, który Zwyciężył, a z Nim Ty. Tak tutaj mówię, tym którzy przychodzą: Zwycięzcy. Bo są dziedzicami Wielkiego Zwycięzcy, Pana Światła ... i Życia. Po to tu jesteśmy. Księża i siostry zakonne, młodzi i starsi, strudzeni i pełni ducha, biegnący i ci którzy często ręce opuszczają – po to tu jesteśmy by rzucić garść światła, w codzienność ludzkiego życia. By rzucić garść Życia, które ma prawo zasługiwać na miano życia. By nadać piękno i sens codzienności. By mówić: idziesz drogą, do Nieśmiertelności. Nie wolno nam zapomnieć o tym bracia i i siostry moje. Nie wolno nam zapomnieć w wirze naszej codzienności, w szalonym galopie szarych i czarnych spraw, które nas przygniatają każdego dnia, że mamy iść odważne, że mamy iść z podniesioną głową, zadartą w niebo, wzrokiem wbitym w słońce. Idziemy do domu. Idziemy narzekając, często płacząc , zmęczeni zatrzymujemy się, zadajemy pytania, wątpimy. Lecz nie wolno nam porzucić tej drogi. Po to tu jesteśmy. By dać drogę tym, którzy już ją porzucili, by pokazać jej cel, tym, którzy nimi nigdy nie chodzili, którzy tej drogi nie widzieli. Bo ludzie zapominają. Oni już zapomnieli. Ojciec,który powołał nas do Życia, nie stworzył nas do śmierci. A my jakby na przekór zajmujemy się umieraniem. By uciec przed cierpieniem, by zarobić, by się wzbogacić, by wyszarpać bliźniemu kawałek jego życia, by przedłużyć swoją codzienność, by swoje życie, ubogacić, upiększyć, wzmocnić to ... co i tak jest marnością... a Ojciec ... Który Żyje i Króluje, każe nam wierzyć, każe nam się spieszyć. Do Domu. Do Życia. Gdzie Jego Syn Króluje. Gdzie i my Królować będziemy. W Domu Życia. I po to tu jesteśmy. By podać krzyż. A z krzyżem przecież nadzieję, z nim światło, z nim Życie. Lecz nie wszyscy chcą go przyjąć. Nie każdy chce słuchać. Nie każdy ma odwagę zasłuchać się w te słowa. Nie każdy chce otworzyć swe serce. To nic. Przecież nie przyjechałem tu robić karierę i odnosić jakieś niewiarygodne sukcesy. „Kto chce pójść za mną niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż..." właśnie w krzyżu sprawdza się wierność, właśnie w ogniu trudu ukazuje się blask miłości, bez której nie wolno iść za Chrystusem, bez niej się nie da. Spojrzałem na Bajkał. Przeszło sześćset kilometrów wody przede mną, ogrzewanej dzień i noc słońcem, a jednak lodowatej i nieprzyjaznej. I jak morza słonecznych promieni potrzeba by rozgrzać tę smoliście czarną głębię, tak i morza miłości i wiary trzeba, by ogrzać serce człowieka, który ucieka, który kurczowo życia się łapie, który schował się aż na dno swojej krótkotrwałej egzystencji, szukając bezpieczeństwa... uciekając przed sobą, przed cierpieniem, przed śmiercią. Właśnie po to tu jesteśmy. By zanieść światło na dno ludzkiego serca. Ono ma moc tam dotrzeć. Ono ma moc wyciągnąć na brzeg, pokazać złoty piasek, żar południa, delikatny dotyk szumiącego wiatru. Ono ma moc. Bóg nam zaufał. Właśnie nam, chrześcijanom, którzy otrzymaliśmy dar życia wiecznego, zaufał że poniesiemy to światło daleko, głęboko, na dno ludzkich serc. Jakże piękne to zadanie. Jak trudne. O Boże uzbrój nas w wiarę. Uzbrój nas w siłę. O Duchu Święty ukarz drogę, udziel Mądrości, nie szczędź nam Miłości. Ty któryś posłał mnie na to miejsce, ty któryś zaprowadził do tych ludzi pokaż dalszą drogę, otwórz oczy, rozjaśnij nam umysły. Bo trzeba nam ... zrozumieć, trzeba nam kochać ... i trzeba nam łapć Boga za rękę jak złapał umierający za krzyż ... rozpoczynając swoją ostatnią w wieczności podróż.

wtorek, 14 czerwca 2011

pierwszy rok za nami

Czas mojego pobytu w Błagowieszczeńsku powoli dobiega końca. Takie momenty bywają dla wielu okazją do podsumowań. Ja nie chce niczego podsumowywać. Chce podziękować. Pierwszy rok „mojego kapłaństwa" minął ... upłynął tak szybko ... wpatrywałem się w niebo, przyglądałem się ludziom ... Eucharystia była taka cicha ... modlitwa tak ważna ... dotknąłem czegoś, tak mi się wydaje, czegoś ulotnego. Po co tu jesteśmy? Co robią kapłani na misjach i jaki jest sens tego trudu, którego owoce są często tak małe? Zaledwie otarłem się o tajemnicę. Jak zrozumieć wielkość tego wyczekiwania, jakby milczenia w cierpliwym oczekiwaniu człowieka, który spragniony jest Boga, jak wody na pustyni... chcę dziś dziękować... Wsłuchiwałem się w ciszę, widziałem jej blask. „Chrystus Jezus mając naturę Boga ... nie skorzystał ze swojej równości z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie..." stracił wszystko ... wszystko ..."przyjmując naturę sługi ... uniżył samego siebie" zszedł bardzo nisko. wszystko pozostawił, wszystko oddał ... „uniżył samego siebie ... stając się posłusznym aż do śmierci ..." do śmierci. Jeżeli jestem kapłanem, to i umieram. Umieram dla świata, nie może inaczej być, nie może! Trzeba wszystko zostawić, wszystko oddać. Właśnie to ujrzałem w ciszy... opuściłem Polskę, nie po to by dokonać cudów, ale by stawać się kapłanem... by ofiarować wiele, by wszystko oddać, by wszystko złożyć na ołtarzu ... „...do śmierci krzyżowej" Nie bójcie się. Nie myślę o śmierci, widzę życie. Widzę Jego wartość i sens. I chcę je nieść. Ukazać Jego piękno. Dlatego trzeba umierać. To właśnie tutaj, skrępowany własną ludzką słabością, ograniczony językiem, który mimo wszystko zawsze pozostaje dla mnie obcy, właśnie tutaj mogę umierać! Stawać się kapłanem. Jak ten który był „...posłusznym aż do śmierci" . Jestem wdzięczny, bo życie mogę ofiarowywać... każdego dnia gdy wstaję ... i gdy ciemność nocy zapada ... gdy owoce pracy są tak nikłe ... choć pragnienia tak wielkie ... to właśnie tutaj łatwiej jest umierać, bo trudniej o owoce ... w ręku często pozostaje tylko nadzieja, światło które nosimy, światło, którego nie wolno wypuszczać z serca, radość, która ciągle ze mną jest. Wielka radość, teraz jeszcze większa. Wiara, za która należy dziękować. Porażka, która tak pięknie trzeba przyjąć, „jak śmierć krzyżową" sukcesy, za które wielbić trzeba ... życie ... bo „Żyjący na wieki" jest Jego dawcą. Piszę te słowa z wielkim pokojem w sercu. Droga przede mną. Trud i pewnie kolejna ofiara? Nie znam przyszłości. Ale idę. By znowu chociaż trochę oddać, chociaż trochę poświęcić. By spróbować umrzeć. Może uda się śmiercią życie odnaleźć, może uda się ofiarą z życia Życie podarować. Bóg prowadzi. Jestem tego pewny. Wiec trzeba iść! Droga przede mną ... i przed Tobą drogi bracie ... przed Tobą moja siostro! Droga przed Tobą. Życie przed Tobą. Ja nie wiem dokąd ty idziesz, nie wiem dokąd cię prowadzi. Tylko nie zapomnij. Nie zapomnij stawiając ten kolejny krok, a może pierwszy, nie zapomnij popatrzyć w Niebo... nie zapomnij o Świetle ... o Słońcu, które nie zna zachodu ... nie zna śmierci, choć zna ból ... i łzy ... i choć czuje czasem twoje łzy, słyszy twój jęk kiedy umierasz, gdzieś tam w samotności biczowana przez życie ... nie zna śmierci ... idź ... ale szybko idź ... i postaw ten krok ... patrz w niebo. Droga przed nami. Jakby mgłą okuta, jakby zasłoną zakryta, zamknięta byś się bał... a może byś zaufał?... raz jeszcze ... „On mając naturę Boga ... uniżył się ... aż do śmierci..." tajemnica kapłaństwa musi być tajemnicą życia ... inaczej nie ma sensu ... musi być tajemnicą ofiary .... orężem odwagi ... nadzieją w drodze ... tajemnica żyjących, idących drogą ... wszyscy ją nosimy ... ochrzczeni w Chrystusie, nosimy tajemnicę Jego umierania ... Jego życia ... drogi ... która trzeba pójść ... inaczej nic nie ma sensu ... inaczej wszystko jest mgłą ... pyłem i umieraniem ... zrób ten krok! Krok odwagi. Krok ku życiu! Krok pełen uporu, siły, piękna, mocy. Trzeba nam nieustannie ocierać się o tajemnicę. Ocierać o życie, które jest Życiem w pełni. Ja idę. Wybieram raz jeszcze kapłaństwo, raz jeszcze ofiarę, raz jeszcze życie. Gotów by znowu umierać, by znowu milczeć, gotów by patrzeć słońcu w oczy, mimo ciężkiej mgły, którą zasuwają mu na twarz, mimo ciemności która zasłania Jego blask. Chce widzieć Jego blask! Nie bój się umierać... by żyć ... nie bój się ciemności ... za nią jest Słońce ... i ono zawsze świeci .... tam zawsze świeci Słońce ... które nie zna zachodu ...
Błagowieszczeńsk 14.06.2011

środa, 30 marca 2011

Medytacja na III Niedziele Wieliego Postu

27.03.2011
140 kilometrów na północ od Błagowieszczeńska leży niewielkie miasteczko - „Swobodnyj". Nie łatwo tam dojechać. Droga jest kręta, długa, często zdradliwa. Szara warstwa popękanego asfaltu wiedzie poprzez lasy i pagórki, Gdzieniegdzie jakieś małe jeziorko, podobne do wielkiej kałuży którą rzucił Bóg w ten dziewiczy, piękny teren by i spragnione zwierzęta miały się czego napić. „O gdybyś znała dar Boży, ... prosiłabyś ... a dałby ci wody żywej" ... parę tygodni temu tam pojechałem. „Gdybyś znała dar Boży..." czym jest ten „Dar" ? ... W „Swobodnym" znajduje się mały domek, chatka mizernego wyglądu. Każdej Niedzieli zbiera się tam garstka ludzi ... „w górę serca" rozlega się wtedy po cichu „wznosimy je do Pana"... przychodzą. Zastanawiałem się dlaczego?Czego szuka garstka ludzi na cichej prostej mszy, bez organów i chórów ... Ludzie są spragnieni. Dzisiaj w III Niedziele Wielkiego Postu wróciłem, na chwile myślami do „Swobonego". Kilkoro osób z całego miasta przychodzi co niedziele na mszę świętą, szukając chwili ciszy. A potem wracają ... do swych domów, do trudu, do pracy, do swoich łez ... jedna z tych osób opowiedziała mi o swoich łzach, o swym trudzie .... i o nadziei. Spokojnym głosem opowiadała jak zmagać się musi każdego dnia , jak nie raz przychodzi zaciskać zęby i głową ścianę przebijać ... „wie ojciec ja tak bardzo chciałam przyjść do kościoła... gdzie można się pomodlić" właśnie dziś wracam myślami do tej pani, w trzecią Niedzielę Wielkiego Postu wracam do jej słów, do jej wiary, do odwagi. „O gdybyś znała dar Boży, ... prosiłabyś ... a dałby ci wody żywej" - słowa które nasz Pan właśnie dziś, w trzecią Niedziele Wielkiego Postu wypowiedział we wszystkich kościołach na całej ziemi: gdzieś tam na przepięknej bogatej watykańskiej liturgii, i tu w maleńkim „Swobodnym" gdzie nawet lichego kościółka nie ma, gdzie msza odbywa się w domku, w skromnie urządzonej izdepce ... Spacerując wsłuchuje się w nie: w te tajemnicze słowa o wodzie żywej: wsłuchiwał się także nasz papież, usłyszała je schorowana staruszka uczestnicząc przez radio w liturgii ołtarza, usłyszano i w Swobodnym ... usłyszała je moja znajoma, której życie nie jest przecież usłane różami. Usłyszałem i ja ... te słowa zostawiają jakąś ciszę w moim sercu ... czyż nie jest to cel owego Wielkiego czasu który został nam znowu dany? Poznać dar Boży. Poznać. I zachwycić się. Czym.? Wezwaniem, naszym powołaniem. By żyć. By tryskało w nas źródło ... źródło wody żywej. Tej wody potrzebuje dzisiaj człowiek. Kiedy wraca do domu po trudnym dniu z kilkoma groszami w kieszeni, kiedy patrzy w telewizor i widzi śmierć, kataklizmy, płacz, przemoc, ból ... tej wody potrzebują ci którzy się boją ...ci którzy nie widzą już sensu, nie dostrzegają piękna, którzy nie czuja już siły, którzy czują się przegrani, niechciani, niekochani, ... łykając kolejne gorzkie łzy potrzebują jej ci ... którzy zapomnieli jak kochać ... jak smakuje prawdziwa piękna miłość ... żebrzą o nią ci których nikt nie kocha ... i ci którzy odchodzą w samotności ... Potrzebują jej ci którzy już nic nie widzą ... bo odeszli ... bo pozostało po nich tylko milczenie ich szarych grobów ... Bracie mój! Słyszysz! Siostro moja kochana! Czas został dany. Wielki czas ... mówimy często – czas postu, modlitwy ... jałmużny ... jakie to trudne ... znowu to samo, znowu ten trud ... a ja wracam myślami myślami do Swobodnego .... i do tych słów: „O gdybyś znała dar Boży, ... prosiłabyś ... a dałby ci wody żywej" to dla mnie czas poznania na nowo Daru Bożego – daru wody, która stać się ma w nas źródłem, z którego napiją się spragnieni ... proszący o szczęście, o sens, o nadzieje, o modlitwę, ... o ciszę .... proszący by ich kochać ... jest wielu takich ludzi ... i im wszystkim dziś mówię odwagi! Poznajcie Dar Boży. Znajdźcie Światło. Znajdźcie Jego Źródło, Moja znajoma ze swobodnego nie utraciła swej siły, nie wypuściła z ręki swego Źródła ... ani bólu ... ona trwa ... I idzie. Życzę wam siły. Życzę wam byście szli mocno, byście biegli! Czasem przyjdzie się potknąć, i walnąć głową w kamień. Nieważne! Trzeba wstać. Już wstałeś? I znowu leżysz? Wstań znowu!! Biegnij! Poznaj Boży Dar, poznaj Jego świeżość, jego smak, aromat, jego ciszę, poznaj Jego nowość. . Poznaj dar darmo dany. To Wielki Czas. To nie jest czas smutku, ale odwagi, czas biegu ... czas Daru – danego by iść przez życie z podniesionym czołem, by iść przez codzienność nie wypuszczając z ręki siły ... i łez ... być może obie są nam potrzebne? To Czas poznania. To czas by na pustyni wybiło źródło, by zeschła ziemia na nowo wydała życie, by nakarmiła głodnych, by napiła płaczących ... byś poczuł swoje piękno, swoja ludzką godność, byś przekazał ją innym ... To Wielki Czas ... Poznaj Dar Boży i wydaj Jego owoc ... P)an przychodzi ... Odwagi ! Idź ... idź ... nie zatrzymuj się ... idź ... po Życie ...

wtorek, 22 lutego 2011

22.02.2011

Kolejna część Pamiętnika gotowa. MIłęj lektury

Byłem, zdaje mi się, w najzimniejszym miejscu na ziemi. I wcale nie mam na myśli temperatury. To był szary pochmurny dzień, słońce czasem tylko wychylało się zza gęstych białych zasłon by przez chwilę bladym wzrokiem popatrzyć na góry Arszan. To było smutne miejsce. Tu zgasło światło. A jednak cieszę się, że tam byłem. Przeszło 2000 km na zachód od Błagowieszczeńska znajduje się Irkuck. Miasto, stolica naszej diecezji, położone u stóp ogromnego jeziora Bajkał. Tam spędzałem swoje tzw. Wakacje, i stamtąd udaliśmy się ze współbraćmi do Arszan – to coś jak nasze Polskie Zakopane – ściśnięte lodem i mrozem niegościnne szczyty majestatycznych gór, z bladego nieba spoglądające ostrym, chłodnym wzrokiem na gładką jak stół równinę u ich stóp. Tam prości ludzie wybudowali swoje małe, karłowate domki, osłonięte i śmiesznymi powyginanymi płotami. Buriacja ... tak nazywa się ta kraina, niscy ludzie o skośnych oczach i okrągłych jakby opuchniętych twarzach, znaleźli tu swój dom. Tu jest ich ojczyzna. Arszan jest cichym miejscem. Brak tam tłumów i parkingów, byłem jedyną osobą która robiła tam zdjęcia, kilka straganów gdzie sprzedaje się mongolską odzież i żywicę ... która podobno leczy zęby. Śnieg, wiatr, cisza, samotna kobieta siedząca na zamarzniętej ławce, czekająca na ... próbowała sprzedać jakieś zioła ... ilu tu może być potencjalnych klientów ? ... czterech na dzień ? ... nie wiem, nie wyglądało na więcej. Małe, bardzo małe co ja mówię malusieńkie domki jakby zlepione z plasteliny, szare, gdzieniegdzie tylko obite jakby blachą, czarne, liche ... i okiennice – zawsze zielone, blado zielone, takie milczące. A pomiędzy tymi wioseczkami, rozrzuconymi jak groch co kilkanaście kilometrów chodzą milcząco stada krów o grubej, pofałdowanej sierści, grzebiąc w śniegu białymi kopytami, żując twardą, od mrozu sztywną trawę. Nikt ich nie pilnuje. Ponoć same na noc wracają do zagród.
I tam wpatrując się w milczące szczyty Buriackich gór, dziękowałem Bogu, że i tu ludzie Go szukają,jakby po omacku. Mijaliśmy buddyjskie świątynie, okrągłe budynki, w których wyznawcy tej religii szukają ciszy, a w niej ... tajemnicy ... mocy ... życia. Tu i ówdzie drzewa przyozdobiono dziesiątkami kolorowych wstążeczek, szarf, sznurków ... takBburiaci modlą się za zmarłych, dla nas Europejczyków to nie zrozumiałe, a oni tak wołają Boga. Jakże mają go nie wołać? To smutna ziemia. Historia świadkiem jej cierpień. Odkąd jestem w Rosji spotykam ludzi, którzy są potomkami dawnych zesłańców, Rosjanie, Jakuci, Ukraińcy, Białorusini, Polacy, Kazachowie, Czeczeni, Żydzi ... miliony ludzi, którym nakazano porzucić swoją ojczyznę znaleźć swój dom ... w tej zmarznięŧej ziemi. Jakże nie mieli wołać Boga. Przymierali głodem, szukali sposobów by wrócić by przeżyć ...dziś są tu ich dzieci, wnukowie,prawnukowie ... i budują ten kraj, i często szukają w nim życia ... światłą, noszą w sercu nadzieję. Spojrzałem w szare niebo. Na moment słońce uśmiechnęło złotymi promieniami ogrzewając zmarznięte skały. Tak, i nad tym niebem króluje nasz Bóg. I stąd woła i patrzy na swe dzieci. W ten dzień dziękowałem Bogu, że tu się znalazłem. W tym najzimniejszym miejscu na ziemi, choć temperatura sięgała zaledwie minus 15 stopni. Tu znalazłem katolicki krzyż, z napisem Polska. Tu zagasło światło. Tu na tej ziemi, wśród Buriatów i buddystów, wśród ludzi na grobach których zamieszczono czerwone gwiazdy, pochowano Polskiego księdza. Tu zgasło światło. Daleko był od domu. Pracował tu, by nieść nadzieję. By ogrzać cierpiących, szukających Boga, albo by po prostu wołać w ich imieniu ... nie wiem ...może sam krzyczał z bólu ... nie wiem .... to smutne miejsce. Ale on tu był. Żył. I tu na jego grobie zamieszczono krzyż. A więc tu narodził się do życia. Tu zgasło jego światło, a narodziło się życie. Czyż nie usłyszałem w tym miejscu, na tym cmentarzu, nad jego grobem ... czyż nie usłyszałem testamentu ?... nie poddawaj się ... „nastawaj w porę nie w porę" na ten grób spojrzał Bóg. Jestem pewny, słuchał naszej modlitwy, naszego różańca. Jakże brzmi „Zdrowaś Maryjo..." w takim miejscu. To słowo nadziei. To pozdrowienie, które zapowiada życie. Zapowiada zwycięstwo. Nie wolno przestawać. Nie wolno się zatrzymać. I tu na tym szarym niebie, zobaczyłem ciepły uśmiech słońca. Itu zobaczyłem, jak ludzie Boga szukają, jak pragną życia, jak wołają o nie w każdym miejscu na ziemi. Czyż do życia nie jesteśmy stworzeni, jak te góry by trwać? Czyż do radości nie jesteśmy powołani jak te słońce, by ciepło dać? Odwagi. Nad jego grobem stanąłem. Kimkolwiek był, sądzę,że był odważny. Sądzę, że nam wierzącym w Pana, potrzeba dziś trochę odwagi. By zobaczyć w lodowatym miejscu naszego życia wschodzące słońce, jego blask ... Miłość Boga ... który kocha ...mimo wszystko ...mimo wszystko ... przez wieczność ... odwagi ... moi bracia i siostry ... odwagi ...

22.02.2011
Błągowieszczeńsk

poniedziałek, 24 stycznia 2011

20 stycznia 2011

Skończył się 1 pierwszy semestr nauki na naszym Uniwersytecie. Moi koledzy Chińczycy wyjechali do Chin, do domu, do bliskich. Będą odpoczywać wśród przyjaciół i bliskich. Cieszę się ich radością. Waldek i Harry (moi współbracia werbiści) również opuścili Błagowieszczeńsk. Wyjechali do Irkucka na spotkanie z przełożonym. Zostałem tu sam. Samotny werbista na krańcu świata. I w zasadzie jedyny Polak. Bo choć są tu Polacy, to jednak nie mówią oni już po Polsku. Zostałem sam. Jak Chrystus na pustyni, wyprowadzony przez Ducha który na Nim spoczął. I ta samotność napełnia mnie radością. Czuję pokój. Głęboki spokój w sercu. Bo i mnie wyprowadził tutaj Duch Boży. Na tę „pustynię". Tak jestem spokojny, sam się dziwię. Ten czas zbiegł się jakoś przedziwnie z liturgią ... w ubiegłą niedzielę obchodziliśmy Święto Chrztu Pańskiego. A dzisiaj? Dzisiaj odkryłem, że jestem na pustyni, wsłuchując się w ciszę, wpatrując się w niebo, dotykając piękna Boga, który zaprowadził mnie na tę pustynię i tu pozwala mi dostrzegać swoją obecność. W tej odwadze, która jestem pewny, nie ode mnie pochodzi, w tych ludziach, którzy ciągle życzą sobie szczęścia w tym nowym roku, w tej nadziei której tak bardzo potrzebują. Tak Bóg jest tutaj obecny. Jest tutaj ze mną. Czuję Go. I jakże bardzo chciałbym móc to opisać, jakże głośno chciałbym to dziś wypowiedzieć ale ... czekaj! ... czekaj ... usłyszałem ... „polecił swym uczniom, żeby łoðka była dla Niego zawsze przygotowana" - słowa dzisiejszej Ewangelii ... czekaj i bądź gotów. Bądź czujny, na każde moje wezwanie. Dlatego tu jestem. By być gotów. By czekać. Ten czas, jest czasem nauki. Przysłuchiwania się Rosjanom, wpatrywania się w Rosję, w to serce dobrego narodu, które Boga czuje, próbuje Go odnaleźć wśród oślepiającego krzykiem świata, próbuje Go odzyskać po latach niewoli, po latach w których kazano zapomnieć o nadziei ... Chcemy byś tu był. By zawsze o 18:00ktoś zapalił świecę w Kościele, by ludzie zawsze mogli przyjść, by mogli ogrzać swe serca przy jej blasku, przy blasku słowa Bożego. Nawet jeżeli nikt nie przychodzi – niech ta świeca płonie. I tak co wieczór zapalam te świecę – Pan z wami ... z Duchem twoim ... w górę serca ... jestem wierny ... jestem gotów Panie. Gotów by by czekać, gotów by się uczyć, gotów by oczekiwać kiedy powiesz, że już czas. Gotów by przyjąć każdego, kto przyjdzie, gotów by być sam, w tej ciszy, w tej ciemności wieczoru, w blasku świecy, w blasku Twojego Słowa ... które staje się Ciałem na tym ołtarzu, co wieczór ... gotów Panie. Łódź będzie gotowa. Gotów jak Chrystus na pustyni, wyprowadziłeś mnie tu. Wiec się uczę. Nie tylko języka. Ale uczę się Ciebie. Jakby na nowo, jakby od początku. Teraz jesteśmy szczególnie blisko. I to jest piękne. Bo i mnie namaściłeś swoim Duchem, w dniu mych narodzin na dla nieba ... 29 lat temu ... bo i mnie posłałeś ... w dniu bierzmowania ... bo mnie dotknąłeś i wybrałeś ... w dniu moich święceń ... i wyprowadziłeś na pustynię – to czas przygotowania – to czas łaski. I ta moja pustynia to moment spotkania z samym sobą. Moment weryfikacji planów, marzeń, błędów - czas podsumowań. Okazujesz się zwycięzcą. Skoro tu jestem. Okazałeś się przewodnikiem. Ja się nie pomyliłem ufając ci. I choć nie zawsze jest łatwo, i choć są chwilę, że trzeba zaciskać zęby i po prostu iść dalej mimo wszystko. Nie pomyliłem się ufając Ci. To czas nauki. Nie tylko języka się tu uczę. To czas dialogu. Uczę się tu od nowa rozmawiać z Tobą. Klękać co wieczór przy łóżku, w ciszy. Z otwartym sercem. By być gotów na twoje wezwanie. A ludzie? Ci których spotkałem wiele lat temu, ci których spotykam, ci którzy mnie otaczają? Ludzie przecież mają prawo szukać ciebie, mają prawo czasem Cię nie widzieć, nie dostrzegać. Oślepieni światem, oślepieni bólem, brakiem nadziei, krzykiem, samotnością, bogactwem i biedą, rozkoszą i cierpieniem, pragnieniem i gonitwą, krzykiem i wołaniem ... to wszystko przecież odbiera im Życie ... czyż nie dla nich jestem? Czyż nie dla nich mnie namaściłeś? Bym w tej ciszy stawał przed Tobą dla nich? Bym w samotności szeptał do Ciebie słowa modlitwy w ich imieniu? Bym w ich umieniu Ciebie uwielbiał. Nie na darmo wznoszę moje ręce do Ciebie każdego dnia. W górę serca ... nie na darmo moje serce wzywa Ciebie .... sprowadzam Cię na ziemię – tak jak sam chciałeś. Sprowadzam cię do tego ludu – tak jak kazałeś. Pójdź za mną. Czego jeszcze chcesz? Przemawiaj. Sługa twój słucha. Łódka jest gotowa. Tu na krańcu świata. Czekam. Po prostu czekam. Tak jak chciałeś. Czy potrwa to rok? Czy dwa czy może 10 ? Nieważne. Nie jest nam dane znać przyszłość. Nam dane jest pełnić Jego wolę drogi mój bracie, droga siostro która czytasz te słowa. Nam dane jest zapalić w sercu te świecę. Blask nadziei. Zapalić Jego słowem, zapalić Jego obietnicą, zapalić wśród ciemności, zapalić dla świata, dla ludzi, dla siebie. Zapalić by Żyć!!! Nam dane jest ŻYĆ. Nam dane będzie Żyć Wiecznie! Bez łez. Bez bólu. Bez samotności. W Jego obecności. Nie gubmy drogi mój bracie, nie gubmy kochana siostro tej nadziei. Ustrzeż tego ognia na twojej pustyni. W górę serca ...
O. Krzysztof Grzybek SVD
Błagowieszczeńsk